Strach
Nawet nie zauważyłam kiedy na dworze zrobiło się prawie jasno. Dochodziła 5-ta rano. Tej nocy udało mi się nadrobić wszystkie zaległości w pracy. Byłam zmęczona, ale czułam satysfakcję, że pójdę na urlop z czystym kontem.
Niedziela rano, ulice puste. Czekam na tramwaj. Tu i tam wracali z dyskotek nie całkiem trzeźwi ludzie. Na przystanku były trzy osoby. Kobieta po 40-stce (może też wracała z pracy) i dwóch mężczyzn. Jeden z nich może w moim wieku, może nieco starszy przyglądał mi się od kilku minut. Tramwaj się spóźniał, a we mnie narastało zmęczenie i jakiś dziwny niepokój. Kiedy tylko spoglądałam ukradkiem na tego mężczyznę, on się na mnie patrzył. Pomyślałam - niech już przyjedzie ten tramwaj bo zaczyna mnie ta sytuacja irytować. No... wreszcie. Pojawiła się na zakręcie trójka. Pomyślałam - jeszcze 20 minut i będę w domu. Zrobię sobie kąpiel i do południa będę słodko spała. Kiedy tramwaj podjechał na przystanek wsiadłam do drugiego wagonu, który był prawie pusty. Mężczyzna i kobieta wsiedli do pierwszego. Zmęczenie dawało o sobie znać. Oczy mi się kleiły, ale... było jeszcze coś... to dziwne uczucie. Postanowiłam zerknąć do pierwszego wagonu, ale nie zauważyłam mężczyzny, który obserwował mnie na przystanku. Poczułam ulgę. No i niestety to było uczucie tylko chwilowe. Gdy dojechałam na miejsce zauważyłam, że z pierwszego wagonu wysiada mój natręt. Fala gorąca uderzyła mi do głowy, serce zaczęło bić przyśpieszonym rytmem, a w skroniach czułam pulsowanie. W głowie kołatała mi się jedna myśl - muszę coś zrobić żeby go zgubić. Nie poszłam w stronę domu ulicą, którą zwykle wracałam, ale starałam się szukać miejsc w których widziałam ludzi. Przeszłam przez skrzyżowanie, ON szedł za mną. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że on jest tuż, tuż. Zaczęłam przyśpieszać kroku, on robił dokładnie to samo. Kiedy zbliżałam się do swojej bramy myślałam - co zrobię kiedy on za mną wejdzie? Mało tego. Mieszkałam na 10-tym piętrze, więc czekała mnie jeszcze jazda windą. W moich myślach kłębiły się czarne scenariusze. Pierwszy z nich to - ON wchodzi za mną do bramy i na schodach zarzuca mi na szyję pętlę dusząc po woli i skutecznie. Wyobrażałam sobie jak zaczyna mi brakować powietrza i jak robi mi się ciemno przed oczami. Następny koszmar jaki zobaczyłam oczami swojej wyobraźni był jeszcze gorszy. Wchodzę do windy, oprawca wbija mi nóż w klatkę piersiową, zabiera mi torebkę, a ja wykrwawiam się na śmierć. Jest przecież niedziela. Ludzie po całym tygodniu odpoczywają, dłużej śpią. Myślę sobie... nie!!!!! Jestem za młoda, żeby umierać w taki sposób. Co tu zrobić? Mam narzeczonego, za pół roku się pobieramy. Chcę założyć rodzinę, a ten drań ma temu wszystkiemu przeszkodzić? Nie, nie i nie!!!!
Kiedy już prawie biegłam, a on za mną, nagle tuż przed bramą odwróciłam się. Nie pamiętam co wtedy chciałam zrobić czy powiedzieć, ale ON także się zatrzymał i zziajanym głosem mówi do mnie.
- Ależ ty szybko chodzisz. Nie mogłem cię dogonić.
Stałam sparaliżowana patrząc MU prosto w oczy. Byłam przerażona, ale nie wiem czy on to zauważył bo kontynuował
- Posłuchaj. Bardzo mi się podobasz i chciałbym cię zaprosić na kawę. Nie miałem odwagi do ciebie podejść na przystanku, ale twój urok nie pozwolił mi zmarnować tej szansy. Nagle ten paraliżujący strach gdzieś znikł. Pojawiło się natomiast uczucie wściekłości i nienawiści, wręcz szału.
Nie pamiętam dokładnie co wtedy mu powiedziałam, a właściwie wykrzyczałam. Było to coś w rodzaju - wystraszyłeś mnie!!! odejdź ode mnie!!! nie chcę cię widzieć!!! nie umówię się z tobą na żadną kawę!!! Pamiętam jeszcze jak opuścił głowę powiedział przepraszam i odszedł. Kiedy upewniłam się, że był dostatecznie daleko, wbiegłam po schodach, trzęsącymi się rękami otworzyłam windę i nacisnęłam guzik. Gdy znalazłam się bezpieczna w domu, usiadłam i pomyślałam sobie - wyobraźnia ludzka nie zna granic.
Odetchnęłam z ulgą. Zrobiło mi się żal mojego adoratora oczko

Jolita


  PRZEJDŹ NA FORUM