OKIEM ASTROLOGA
Po co wychodzić z domu, jeśli można pracować, uczyć się, podróżować i uprawiać niebiańską miłość... w komputerze?

Przyszłość wirtualnej przestrzeni

Astrolog musi być po części futurologiem. Musi umieć sobie wyobrazić nadchodzącą przyszłość. I nie wystarczą mu do tego informacje, jakie są zakodowane w przyszłych pozycjach planet. Powinien także umieć wyobrazić sobie, ku jakiej przyszłości wiodą nas obecne nurty w nauce, technice, polityce i w życiu społeczeństw. W czasach mojego dzieciństwa nie było jeszcze wielu rzeczy dziś wszechobecnych: komputerów, telewizji, długopisów i torebek foliowych. Również świat, w którym będą żyły nasze dzieci i wnuki, będzie się na pewno bardzo różnił od naszego.
Futurologowie (tak samo zresztą, jak astrologowie) często się mylą. Kiedy około roku 1950 firma IBM przystępowała do produkcji pierwszych komputerów, jej szefowie oceniali, że na całym świecie będzie może kilkanaście instytucji, które te maszyny zakupią. A dziś w niektórych krajach komputerów jest tyle, ilu jest ludzi. Często się zastanawiam, do czego doprowadzi ciągłe udoskonalanie komputerów. Czterdzieści lat temu o tym samym myślał Stanisław Lem i wymyślił fantomatykę. Opisane przez niego zjawisko zostało teraz nazwane po raz drugi, przez Amerykanów, którzy nadali mu dużo mniej wdzięczne miano przestrzeni wirtualnej. W największym skrócie: chodzi o to, że ekran komputera stopniowo obrośnie człowieka.
Komputery będą "pompować" obrazy poprzez specjalne, cyfrowe okulary prosto do oczu i sztuczny obraz będzie otaczał widza ze wszystkich stron, gdziekolwiek ten obróci głowę. Do tego dojdzie sztuczny przekaz wrażeń do wszystkich pozostałych narządów zmysłów. Ze słuchem to już się udało.
Sztuczny dźwięk w słuchawkach jest nie do odróżnienia, albo i lepszy, od naturalnego. Skonstruowano już wirtualne rękawice, które pozwalają wymacać dłonią kształty i bryły zsyntetyzowane przez komputer.
Następnym krokiem będzie zapakowanie człowieka w inteligentny pancerz, który będzie stawiał opór poszczególnym grupom mięśni tak, jak mu to podyktuje komputer. W takim pancerzu będzie można biec z góry i pod górę, dosiadać wirtualnego konia, turlać się po wirtualnej ziemi, jak również odczuwać cudowną lekkość podczas unoszenia się w wirtualnym powietrzu. Można będzie także zostać dotkliwie poturbowanym przez wirtualnych wrogów czy przez nich zastrzelonym i leżeć jak trup, a pancerz wtedy nie pozwoli ruszyć ręką ani nogą.
Oczywiście, aby komputery mogły sprostać tym zadaniom, muszą być parę milionów razy potężniejsze niż dziś, ale zadanie to tylko dopinguje rzesze konstruktorów sprzętu i oprogramowania.
Otwiera się przed nami wielka wirtualna przestrzeń, całe nowe, zaprogramowane kontynenty, które można będzie zwiedzać i zasiedlać, siedząc w skafandrach-pojazdach, mając na oczach cyfrowe okulary, a na rękach - manipulacyjne rękawice.
W takim wirtualnym świecie wszystko stanie się możliwe. Wielką namiętnością naszych wnuków będzie wirtualny seks. Oczywiście, fizyczne czynności będą wykonywać różne wmontowane w skafander wibratory, ale wrażenia! - te będą oszałamiające; przyszli seksinformatycy już o nie zadbają. Będzie można się kochać zarówno z postacią stworzoną przez program, jak i z wirtualnym ciałem kogoś podłączonego do drugiego końca przewodu, choćby na innym kontynencie. Uroda, wiek i płeć będą do wyboru i zapewne używanie wiernych kopii swoich własnych, naturalnych ciał będzie usługą najkosztowniejszą i najrzadszą.
Kiedy wyobrazimy sobie tak urządzony świat, łatwo zauważymy, że potrzeba podróżowania z pewnością zacznie zanikać. Po co jeździć do pracy czy sklepu, jeżeli można pracować, robić zakupy i studiować wirtualnie, nie zmuszając przy tym PKP i LOT do wożenia naszych ciężkich ciał, kiedy można przesłać tylko nasze zmysłowe wrażenia?
Najtrudniej będzie zwirtualizować wrażenia z jamy ustnej. Bo jak tu skonstruować wirtualną kanapkę, którą będzie można pogryźć i przełknąć? A wirtualne wino?! Tak więc ludzie zanurzeni przez większą część swojego czasu w wirtualnym świecie, z rzadka tylko będą się z niego wynurzać i wychodzić ze swoich skafandrów-pojemników, aby odwiedzić starą, poczciwą rzeczywistość - głównie po to, aby się najeść, wypróżnić, a także urodzić potomka i poddać się koniecznym operacjom. Te będzie jednak prowadził zręczny robot, może pod nadzorem chirurga znajdującego się na innym kontynencie, oczywiście w przestrzeni wirtualnej, przed przezroczystym cybermodelem pacjenta.

Wojciech Jóźwiak


  PRZEJDŹ NA FORUM