5.03.2008r.
Od kilku dni mam poważny problem.Nie mogę przestać o nim myśleć.Rozpatruję wszystkie za i przeciw a decyzja staje się jeszcze trudniejsza do podjęcia.Czekałam na taką możliwość tyle lat,wierzyłam że to kiedyś będzie możliwe a teraz kiedy dzieli mnie krok od tego strach i niepewność jest ogromna.Kilkanaście lat temu miałam wypadek samochodowy.Powinnam była już nie żyć a jednak chyba ktoś miał co do mnie jakieś plany bo ciągle jestem.Ale ze skutkami wypadku nie mogę pogodzić się do dziś.Chodzi o transplantację a dokładniej o pobranie narządu od zmarłego.Wiąże się z tym nie tylko cierpienie fizyczne ale i psychiczne.Bo żyć z myślą że ktoś musiał umrzeć bym ja mogła żyć i cieszyć się jest okropne.A jeszcze leki przeciw odrzutowi.Hm....Decyzja jest trudna.W końcu ułożyło mi się życie mimo wielu upadków i traumatycznych przeżyć.Mam męża ,dziecko a oni mnie akceptują taką jaka jestem.Czy nie jest przesadą ani egoizmem chęć zmiany?Pewnie wielu zapytałoby się najpierw o jaką zmianę chodzi lub o jaki narząd.Ale to jest nie istotne.Wiem że jest człowiek który przeszedł taką operację w Trzebnickim szptalu dwa lata temu.Wiele czytałam na jego temat.Czytałam wypowiedzi lekarzy.To cud ale nie wiem czy mam prawo wyciągnąć rękę po ten cud.Zdania są podzielone a decyzję podjąć muszę sama.Kolejka do tego typu zabiegu jest sporo zwarzywszy na niewielką ilość dawców i na czas oczekiwania.Może nigdy się nie doczekałabym a może bardzo szybko.Ale co potem?Czasami chciałabym by ktoś podjął decyzję za mnie choć wiem że to niemożliwe......







  PRZEJDŹ NA FORUM