Były partner |
Większość ludzi pozostających w związkach partnerskich miała wcześniejsze doświadczenia z innymi partnerami. I nie ma to znaczenia, czy była to szkolna miłość, uwielbienie dla idola czy poprzednie małżeństwo. Aby można było powiedzieć o wcześniejszym związku „były związek”, w naszym wnętrzu musi panować zupełny spokój, gdy wracamy wspomnieniem do ”tamtej” historii. Bo jak długo osoba, zdarzenia, konsekwencje związku wywołują w nas emocjonalny zamęt, czy tylko niewygodę, nie można powiedzieć o związku, że został zakończony. Łatwiej to powiedzieć niźli osiągnąć. Może więc warto pomyśleć o konsekwencjach noszenia w sercu i ciele (wszelkie emocje zapisują się jako napięcie w mięśniach) negatywnych uczuć, by znaleźć wystarczającą motywację, by zadawać sobie trud uzyskania wewnętrznego spokoju. Po pierwsze wszystko, co „złe”, kojarzy się nam się z byłym związkiem, rzutuje na związek obecny (względnie utrudnia zbudowanie nowego). Jesteśmy jakby „przeczuleni” na punkcie zachowań, słów, gestów, planów, które doskwierały w poprzednim związku. Jeśli były partner był rozrzutny finansowo i to rodziło określone bolesne sytuacje i nie wyciągnęliśmy z tego „lekcji” na przyszłość, to w nowym związku zachowania partnera w tej dziedzinie będą brane pod lupę. I nawet, jeśli nie będzie miał skłonności do nadmiernej rozrzutności, możemy robić mu zarzuty niewspółmierne do wydarzeń, przerysowywać drobne niedociągnięcia, „wysysać pretensje z palca”. Lub wprost przeciwnie poszukamy partnera, który będzie bardzo rozważny w wydawaniu pieniędzy i... może się okazać, że mamy do czynienia ze sknerą. To, czego się obawiamy, czego nie lubimy, co nas drażni rośnie w naszym umyśle jak odbicie w krzywym zwierciadle. Mężczyzna, który wsiada do swojego świeżo nabytego samochodu, spostrzega znienacka, że ulice są pełne aut tej marki i tego właśnie koloru. Kobiety poznają takie „zakrzywienie rzeczywistości”, gdy są w ciąży – wtedy ulice wypełniają się kobietami z krągłymi brzuszkami. A gdy na świat przychodzi dziecko, nagle świat wypełnia się matkami pchającymi wózki. Co należy robić, aby uwolnić się od swoich było-partnerskich uwarunkowań? Zasada jest niezwykle prosta. Stawiać sobie pytania przywracające władzę nad własnym życiem. Czego mogę nauczyć się z tego zdarzenia, sytuacji, od tej osoby...? Można powiedzieć, że wszystko, co spotyka nas w życiu jest lekcją, na której mamy zapoznać się z nowym materiałem. Problem rodzi się wtedy, gdy uparcie nie „odrabiamy” lekcji. Gdy winimy innych za nasze wybory, gdy przypisujemy losowi magiczną władzę, gdy obarczamy siebie winą za wszelkie grzechy tego świata. Wtedy stajemy się bezsilni i bezradni. Ale pytając siebie, czego nowego uczymy się w każdej trudnej sytuacji, stajemy się panami swojego losu. Sytuacje tracą w pierwszym rzędzie moc niszczenia nas. Stają się warunkami stworzonymi (nawet przez niesprzyjający los) po to, byśmy mogli nauczyć się stawiać im czoła. Samo nazwanie problemowej sytuacji „lekcją” zmienia jej postrzeganie. Umysł automatycznie zwraca się w kierunku poszukiwania interesującej nas informacji. Trudność polega na tym, że ciągle wydaje się nam, iż to, czego doświadczamy, jest doświadczeniem uniwersalnym. Jeśli nienawidzimy pluchy i mamy wtedy chandrę, to myślimy, że zapewne wszyscy czują się podobnie. Jeśli denerwują nas dzieci hałasujące na podwórku, to wierzymy, że znajdziemy zrozumienie dla naszych odczuć u matek tychże dzieci. A to jest największa pułapka w naszym myśleniu o świecie. Nasze postrzeganie „faktów” może nie mieć nic wspólnego z odbiorem tej samej „rzeczywistości” przez inną osobę. Toteż, aby zrozumieć drugiego człowieka trzeba „wczuć się” w jego wewnętrzny świat. Nie jest to zupełnie proste, ale można się tego nauczyć stosując różne „tricki”. Podstawowym elementem ułatwiającym dotarcie do emocji i myśli drugiej osoby jest przyjęcie jej postawy ciała, ułożenie w analogiczny sposób barków i rąk, odtworzenie charakterystycznego wyrazy twarzy, czyli napięcie mięśni w taki sposób, by „odwzorować” jej „wewnętrzną strukturę”. Następnie dobrze jest wyobrazić sobie, że jest się ubranym tak jak druga osoba. Wczuć się w jej wagę, wzrost, zapach, spojrzenie, grymas twarzy, dokuczające obszary ciała... Po wykonaniu tego pierwszego kroku „stawania się” drugą osobą warto zacząć przypominać sobie historię tej osoby. Skąd pochodzi, w jakich warunkach wychowała się, jaką atmosferę tworzyła rodzina, jak rodzice okazywali uczucia, czego jej brakuje do szczęścia, co jest jej największą niezaspokojoną potrzebą, jaka jest intencja zachowań, które nas dotykają obecnie czy też zraniły w przeszłości. Czego ta osoba oczekiwała od nas, czy byliśmy w stanie zaspokoić jej potrzebę miłości, czego chciała nas nauczyć i po co... Dziesiątki pytań, które zazwyczaj zadajemy sobie, ale udzielamy na nie odpowiedzi posługując się naszym doświadczeniem bez kontaktu z wewnętrzną dynamiką drugiej osoby. Może być niezwykłym doświadczeniem „wejście w skórę” tyrana i odkrycie przerażonego, małego, słabego dziecka wewnątrz, które za żadne skarby świata nie chce przyznać się do swojej słabości. Ale... czyż człowiek prawdziwie silny wewnętrznie stale udowadnia światu jaki jest mocny poprzez krzyk, brutalność czy kontrolę? Gdy ktoś jest przekonany, że jest silny, wtedy emanuje siłą i każdy to czuje. Gdy ktoś lubi, akceptuje i ceni siebie, to nie pokazuje na każdym kroku, jaki jest wspaniały. Nie potrzebuje przechwalać się lub nie łaknie (żąda i oczekuje) pochwał, zachwytów i respektu. Jest wartościowy, przyjmuje pochwały naturalnie i z przyjemnością, ma łatwość w docenianiu innych. Teoretycznie wiemy to wszystko a jednak nie wpływa to na poziom naszego żalu, strachu, złości... Natomiast połączenie tej wiedzy z doświadczaniem „bycia drugą osobą” można porównać do zjawiska wglądu – nagłego olśnienia, kiedy teoretyczne informacje stają się wewnętrzną mądrością. Takie „olśnienie” zrozumieniem motywów postępowania drugiej osoby powoduje ogromne uwolnienie od targających nami emocji. Kiedy na przykład zrozumie się, że druga osoba wiecznie szuka uczucia, którego nie otrzymała w swoim rodzinnym domu, to znika poczucie winy, że nie byliśmy dość dobrzy by zaspokoić jej wymagania. Nikt z zewnątrz nie może naprawić braków przeszłości. Może dać tyle, na ile go stać, ale nie odpowiada za „dziury” w psychice partnera. Tylko właściciel wewnętrznych kłopotów może się z nimi uporać i tylko on jest odpowiedzialny za zachowania, które „serwuje” światu. Jeżeli odkryje się, że złość kierowana ku nam była związana z wiecznym wewnętrznym niedocenianiem siebie (albo pragnieniem docenienia ze strony rodzica, ważnego nauczyciela, starszego brata...) wtedy wraca poczucie własnej wartości. Zarzuty nie były tak naprawdę kierowane ku nam lecz wynikały z wewnętrznej niskiej samooceny. Lepsze zrozumienie „duszy” drugiej osoby pozwala na kolejny krok. Na zastanowienie się, czego nauczyliśmy się w tej relacji. Jakie cechy, umiejętności, wiedzę, wartości zyskaliśmy w obcowaniu z tym człowiekiem? Czasami trudno znaleźć korzyści bezpośrednie, czasami warto zadać sobie inne pytanie: przed czym uchroniła mnie ta sytuacja lub do czego zmobilizowała? Często efektem cierpienia w związkach jest rozpoczęcie własnego, niezależnego życia. Ono może być nawet materialnie czy organizacyjnie trudniejsze, ale przywraca nam władzę nad sobą, decyzjami, atmosferą w domu... Kolejne pytania dotyczą wykorzystania nabytej mądrości i umiejętności do budowania relacji, która wspiera obie strony. Dotyczy to zarówno nas jak i partnera. Wolność od przeszłości polega na tym, że nie żywimy żalu do drugiego człowieka ani nie zarzucamy sobie niczego w związku z nim. A więc te same pytania adresujemy i do siebie i do drugiej osoby. Czego ona mogła była nauczyć się od nas? Jak mogłaby to wykorzystać w swojej przyszłości? A jeśli nie zrobi tego, to już jest jej odpowiedzialność, nie nasza. Często osoba, która zdecydowała o zakończeniu relacji, ma poczucie winy. Warto wtedy wrócić do tamtego czasu, przypomnieć sobie, kim byliśmy, jakie motywy kierowały nami, co pragnęliśmy uzyskać podjęciem takiej decyzji, czego oczekiwaliśmy od przyszłości. Czy umieliśmy i byliśmy w stanie podjąć wtedy inną decyzję? I zaakceptować siebie młodszego, który dokonał takiego wyboru. Być może dzisiaj, z dzisiejszym doświadczeniem i mądrością podjęlibyśmy inną decyzję. I dobrze. To znaczy, że nie stoimy w miejscu. Ale wtedy byliśmy tacy, jacy byliśmy. I tego nic już nie zmieni. Odrzucanie siebie za decyzje z przeszłości jest podobne wymaganiu od dziecka, by zachowywało się jak dojrzały człowiek. Całe życie uczymy się i wzrastamy i tylko od nas zależy czy dostrzeżemy to wzrastanie, czy zapędzimy siebie samokrytyką w ślepy zaułek. Kolejnym krokiem jest wypowiedzenie, najlepiej na głos, życzenia dotyczącego przyszłości drugiej osoby. Widząc i czując przed sobą drugą osobę dobrze jest zwrócić się do niej w drugiej osobie. Np. „Anno, życzę ci, byś odnalazła spokój w swoim sercu”, czy: „Wacku, życzę ci znalezienia wspaniałej partnerki i szczęścia w rodzinie”. To życzenie ma dotyczyć dobrostanu drugiej osoby, a nie spełnienia naszego marzenia o jej zmianie. Ludzie często mówią: „życzę ci, żebyś nie była taka zarozumiała i żebyś traktowała mnie z szacunkiem”. To nie jest życzenie dotyczące drugiej osoby, ale nas samych. Życzenie winno być wyrażone w sposób pozytywny. A więc nie: „życzę ci, byś się tak nie denerwował”, ale np.: „życzę ci, byś był opanowany i spokojny”. Życzenie, błogosławieństwo wypowiedziane szczerze, ma moc, której nie sposób przecenić. To jest jak otwarcie wrót dla przepływu wspierających uczuć i zachowań. Ćwiczeniem, które pozwala człowiekowi lepiej zrozumieć problemy w relacji, jest mentalna zabawa z drugą osobą. Dobrze jest wybrać zajęcie, które może sprawiać przyjemność obu stronom. I starać się w wyobraźni zorganizować działanie (nie ma znaczenia, czy to będzie gra w kosza, wspólne zakupy czy rąbanie drew), które zadowoli obie strony. W trakcie tworzenia mentalnego filmu obrazującego te zajęcia, pojawiają się sceny, zachowania, uczucia, które w sposób symboliczny opisują trudności w relacji. Celem jest takie mentalne przebudowywanie sytuacji, by doprowadzić do stanu, gdy obie strony czerpią radość ze znalezionego rozwiązania. I nawet, jeśli nie do końca zrozumiemy powody kłopotów pojawiających się między aktorami w naszej głowie, doprowadzenie relacji do stanu obustronnego zadowolenia, tworzy wizję poprawy, odbudowuje możliwość czucia się dobrze na myśl o drugim człowieku. Chcę tutaj natychmiast dodać, że proces „naprawy” uczuć związanych z mocno „poszarpaną” relacją może zająć wiele czasu. Na początku może pojawić się totalny brak zainteresowania współpracą ze strony przywołanej mentalnie drugiej osoby. Ale ta osoba jest wywołana przez nasz umysł i ten opór jest naszym wewnętrznym oporem. I to od nas zależy czy wysiłkiem wyobraźni, zaangażowaniem i poświęceniem temu nieco czasu (parę minut dziennie aż do skutku) doprowadzimy do wewnętrznej harmonii (która odzwierciedli się na zewnątrz szybciej niż możemy przypuszczać). Jest też automatycznie zwróceniem uwagi na niedobory w naszym samopoczuciu. Jeżeli np. oczekuję od partnera opieki, to oznacza, że nie chcę stać się dorosłą osobą. I w ten sposób odkrywam, nad czym mam się skupić. Co mogę zrobić, aby wziąć odpowiedzialność za swoje życie? Może zdobywając nowy zawód, ucząc się języków, tworząc grono przyjaciół, idąc na terapię, szukając wspierającego Boga... Poprawianie swojego samopoczucia i uwalnianie od zależności może być dobrą zabawą. Monika Zubrzycka-Nowak |