Ucieczka |
Flagowy okręt HurDarii właśnie wyszedł z podprzestrzeni, jako jedyny ocalał z masakry, jaką urządziła Konfederacja Władców Planet na jego macierzystej planecie. Potężny statek, cudo nowoczesnej technologii HurDarii, był ostatnim miejscem gdzie można spotkać HurDarian. Na mostku zaległa cisza. - Jakieś wieści z sondy? – Kapitan ubrany był w galowy mundur, gdyż to właśnie dziś statek Raptor miał zostać wysłany w swoją pierwszą misję. Kapitanem Raptora został najsławniejszy człowiek na całej HurDarii, Vanager Tristan, znany bohater z wojny alderańskiej i Timtarku. Jego postać jest rozpoznawalna w całym skolonizowanym wszechświecie, jego potężna budowa, długie kruczoczarne włosy i dokładnie przystrzyżona broda stawała się znakiem rozpoznawczym, którego ludzi próbowali raczej unikać. Resztę załogi stanowili w większości młodzi oficerowi, najlepsi z najlepszych na HurDarii, wybrani z absolwentów szkół doskonale znali technikę Raptora, niestety tylko w symulatorach i Vana, jak go nazywali przyjaciele, doskonale o tym wiedział. - Dekoduję podprzestrzenny przekaz. – Odpowiedział Adji Karst, oficer łączności. Pozostała część załogi czekała w napięciu, wszyscy rozpamiętywali widok płonącej powierzchni swojej niegdyś zielonej planety. – Mam. Sonda zdążyła zarejestrować wejście w podprzestrzeń niszczyciela klasy Taurus, następnie została zniszczona - Ech. – Kapitan westchnął. – Nie uciekniemy mu, nie z przedziurawionym generatorem trimu. – Podczas ewakuacji z planety jedynie ten generator został uszkodzony i to też nie w wyniku bezpośredniego trafienia, lecz z przegrzania, był zmuszony do zbyt szybkiego startu i najzwyczajniej się przegrzał. – Za ile tutaj dotrze? - Według danych mamy cztery minuty. – Tym razem odpowiedziała pani oficer, zajmująca się nawigacją podprzestrzenną. – Vana oparł brodę na ręce, zmarszczył brwi, było widać, że walczy ze sobą. - Jak daleko jest najbliższa gwiazda? - Kapitanie, chyba pan nie zamierza??? – Wszyscy byli ubrani w specjalne kombinezony i tylko dzięki insygniom można było poznać, kto jest, kim. Jedyne Vana miał nagą twarz. - Nic innego nam nie zostaje. - Najbliższa gwiazda jest trzy kłaty stąd. - Wystarczy. Uruchomić generatory Khalida. Załoga nie zareagowała, wpatrywała się w swojego kapitana. - Chcecie tutaj umrzeć? Wydałem rozkaz! - Kapitanie... – Oficer techniczny. – Nie możemy tego zrobić. - Wiem, że statek może się rozpaść, ale nie mamy innego wyjścia. - Muszę złożyć oficjalną skargę. - Dobrze, przyjąłem, ale jak umrzesz to swojemu wielkiemu technikowi w zaświatach powiesz, że miałeś rację! – Vana tak się zdenerwował na technicznego, że ten cofnął się ze strachu. – Wydałem rozkaz. – Powiedział bardzo spokojnie. – Uruchomić generatory Khalida. Tym razem załoga zareagowała i wszyscy zabrali się do pracy. Człowiek przy małej konsolecie stworzonej specjalnie dla tych generatorów stwierdził: - Dwie minuty do osiągnięcia pełni mocy. - Totero, miej nas w swojej opiece. – Vana zamruczał do siebie. Sekundy leciały bardzo wolno, zupełnie jak na krawędzi czarnej dziury. Minęło dziewięćdziesiąt uderzeń serca, czyli około minuty. - Kapitanie! Mam przekaz podprzestrzenny. Transmisja z identyfikatorem Konfederacji. – Stwierdził łącznościowiec podprzestrzenny. - Daj na główny ekran. Na największym ekranie zamigotał obraz. Po chwili pojawił się na nim wizerunek Rovena, przywódcy flotylli Konfederacji. - Kapitan Tristan. – Roven roześmiał się. – Ile to już czasu? - Czego chcesz zdradziecki psie? – Vana nie krył gniewu. - Przychodzę do ciebie z białą flagą a ty mnie tak traktujesz? Jak możesz Vana? – Widać było pychę w zachowaniu Rovena. - Zniszczyłeś mój dom. Nie wybaczę ci tego. - Oferuję ci pakt. Ty poddasz nam Raptora, a my oszczędzimy twoją załogę. - Roven! Jak myślisz, z kim ty do licha rozmawiasz? Myślisz, że jestem jakimś dzieciakiem zaraz po akademii? – Vana nie zwracał uwagi na reakcję załogi. – Nie pamiętasz, że ja też byłem na Omnikronie? Chcesz tak samo oszczędzić moją załogę? Nigdy! Prędzej umrzemy w walce. Wyłączyć przekaz. – Wskazał na jednego z oficerów. - Ależ Vana... – Obraz Rovena zniknął z ekranu. - Kapitanie? – Przez chwilę Vana nie odpowiadał. - Tak? - Co się stało na Omnikronie? - Nie nauczyli was tego w akademii? Ha. – Vana rozejrzał się po oficerach. Zza kolorowych okularów można było dojrzeć ich oczy, które z niecierpliwością wpatrywały się w niego. – Kapitan buntowników z Omnikrona poddał statek. Sam został wypatroszony i dostarczony Radzie a jego załoga została sprzedana, albo w niewolę oficerom Konfederacji albo też do kopalni uranu na asteroidach, oczywiście dopiero wtedy, gdy te zwierzęta z Ix zaspokoiły swoje seksualne żądze. – Zobaczył, że większość z załogi przełyka nerwowo ślinę, bądź ściska ręce w gniewie. Po chwili technik Khalida spojrzał na swoją paletę. - Kapitanie, generatory pełne, czy rozpocząć proces transmisji? - Tak. Cała naprzód. Kurs zero osiem zero. Włączyć podprzestrzenne zagłuszanie. Oficerowi sprawnie wykonywali swoją pracę, aż do momentu, gdy oficer radarowy krzyknął. - Wyjście z podprzestrzeni! Niszczyciel klasy Taurus, flagowy okręt Konfederacji! Zaraz, o nie! Wyjście z podprzestrzeni! Krążownik klasy Atos, niszczyciel klasy Baheda i transportowiec myśliwców klasy Timi. - Jak daleko? – Vana nie krzyczał, mówił jednak mocnym, zdecydowanym głosem. - Czternaście kliknięć. - Dobrze, przynajmniej są poza zasięgiem. Ogłosić alarm bojowy zerowego stopnia, wszyscy na stanowiska ogniowe. Na statku rozległa się potężna syrena. - Przygotować wszystkie baterie, gdy tylko wejdą w zasięg, stawiacie ogień zaporowy. Sierżancie Brigg. - Tak kapitanie? – Brigg krzyknął. - Zameldujcie moment wypuszczenia myśliwców. – Przynajmniej nasz podprzestrzenny kamuflaż zadziałał. Inaczej bylibyśmy już martwi. – Transmisja Khalida? - W toku. Minuta do zakończenia. – Posłusznie odparł jeden z oficerów. Na głównym ekranie był obraz przeciwnika z dokładnymi danymi na jego temat i kilka innych wskaźników. - Mamy maksymalny zasięg! – Krzyknął oficer bojowy. - Ognia! – Vana przyglądał się jak działa Terunowe szatkują osłonę krążownika, wywołując masę małych pożarów na jego pokładzie. Były one jednak zbyt słabe dla takiej olbrzymiej jednostki, ale skutecznie wprowadziły zamieszanie. – Niech te psy dowiedzą się, że Raptor też ma zęby i może ugryźć. Minęło kilkadziesiąt sekund, gdy jeden z oficerów krzyknął. - Manewr okrążający. Wróg wypuszcza myśliwce. - Wypuścić nasze myśliwce kapitanie? – Zapytał admirał Nolan. - Nie. Zbyt dużo już straciliśmy naszych. Jak osłony? - Trzymają. Ich broń nie może się przebić. - Doskonale. Odpalić siatkę Nefere’. Cały pokład Raptora zalśnił. Z daleka wydawało się, iż rośnie, lecz obserwator znajdujący się parę metrów od niego, z łatwością mógł stwierdzić, że cały statek otoczony był siatką. - Pełna moc! – Vana z podniecenia poprawił brew. Fala uderzeniowa popłynęła przez kosmos. Piloci wrogich myśliwców w większości spanikowali, gdyż ich maszyny zupełnie odmówiły posłuszeństwa, dosłownie zgłupiały. Olbrzymie krążowniki niestety nie zmieniły natężenia swojego ostrzału. - Kapitanie. Mamy! Pełną! Moc! Khalida! – Nolan wykrzyczał każde słowo. Vana na chwilę zmrużył oczy. Pożegnał się ze swoją kobietą, którą zostawił na Anais Cztery. Powiedział tylko do siebie, tak, że nikt tego nie usłyszał: „Kocham cię”. - Włączyć silniki Khalida. – Wszyscy chwycili się dodatkowych uchwytów. Cały statek na moment zamarł w bezruchu, zatrzymany w czasoprzestrzeni. Niczym martwa gwiazda lewitował, zawieszony w kosmosie, na niewidzialnych żyłkach, bezlitośnie bombardowany kolejnymi atakami zresetowanych myśliwców. Nagle! Niczym supernowa, eksplodowała przestrzeń wokół niego, zamieniając otoczenie w gwiezdny pył. Załoga nie była świadoma całego zdarzenia, gdyż też była zawieszona w dziwnym transie. Cały świat zakręcił się jak bączek puszczony bezwiedne na płaszczyźnie rzeczywistości. Światło zmieniło się w mrok, czas pękł jak bańka mydlana. Nagle! Bez żadnego ostrzeżenia wszystko wróciło do normy. Świat był zupełnie normalny. Załoga w doskonałym stanie, lecz nic z otoczenia nie wyglądało tak samo. Vana zaczął rozglądać się, reagując tak samo jak reszta załogi. - Czy coś się stało? - Skoczyliśmy. Kapitanie, powtarzam. Skok się udał. - Niesamowite. – Vana był szczerze zdumiony. – Raport. - Kapitanie. – Oficer stojący przy konsolecie z trójwymiarowym hologramem Raptora machał wirtualnymi dźwigniami. – Wszystko jest, jak to się mówi, w porządku? – Jego zdziwienie, zaintrygowało Vanę. – Żadnych nowych uszkodzeń. - Radar, co z wrogiem? - W zasięgu nie ma śladu po Konfederacji... - Co takiego? - Nie ma też śladu po naszych identyfikatorach przestrzennych. Jesteśmy poza granicami znanego wszechświata. - Lokalizacja przestrzenna. – Vana zwrócił się do jednego z oficerów, przed którym migały kolorowe mapy gwiazd. – Lokalizacja!?! – Podniósł głos. - Kapitanie... Niech pan spojrzy na główny ekran. – Vana powoli uniósł wzrok, czując jak dolna szczęka powoli mu się osuwa. Ukazała mu się planeta zdezintegrowana przed tysiącami lat, kolebka cywilizacji. Przytłoczony widokiem zdołał wykrztusić: - Ziemia... Lord Raziel |