Grupa: Administrator
Posty: 2686 #77096 Od: 2008-2-14
| Pierwszym krokiem do małżeństwa winna być – moim subiektywnym zdaniem – miłość. Śledząc jednak kulturę i sposób życia Indian Ameryki Południowej, wydaje się to już nie zbyt oczywiste. Miłość odchodzi w zapomnienie, na plan pierwszy wysuwa się pokrewieństwo, osiągnięcie przez kobietę dojrzałości płciowej, a przede wszystkim odpowiednie umiejętności mężczyzn, nie zawsze mające związek z uczuciem.
Jeden z najbardziej drastycznych dowodów miłości był dawany przez mieszkańców plemienia Warrau. Przyszli małżonkowie poddawani byli tzw. próbie mrówek. Przybierała ona dwojaką postać, choć każda wydaje się dość bolesna. Parze, leżącej na hamaku, umieszczano na ciełach stado mrówek, które dodatkowo podrażniano (w wiadomym celu) lub kładziono specjalnie wyplecione ramki na ciała z żywymi mrówkami. Z reguły mężczyznom udawało się przejść próbę mrówek. Natomiast kobiety, nie wytrzymując z bólu, krzyczały. W kulturze plemienia Warrau symbolizowało to niezdatność płci pięknej do pracy, co było jednoznaczne z niemożnością zamążpójścia.
Z kolei mężczyźni plemienia brazylijskiego Tupinamba, chcąc założyć rodzinę, musieli wykazać się dużymi zdolnościami wojowniczymi. Tylko mężczyzna, „mając na swoim koncie” kilku zabitych wrogów, mógł starać się o rękę kobiety. Liczba ofiar odgrywała istotną rolę, ponieważ – zdaniem Tupinamba - decydowała o tym, czy synowie owego wojownika będą pracowici i odważni. Wyjątkowa umiejętność (zabijania wrogów) była także podstawą do rozpoczęcia przez mężczyznę współżycia z kobietą.
Dziecięce małżeństwo? Indianie Zorca (dzisiejsza Wenezuela) starali się dbać o przyszłość swoich dzieci. Dlatego tuż po narodzinach odbywały się oficjalne zaręczyny. Potem, przez cały okres dzieciństwa, przyszli małżonkowie mieszkali (w tym także spali) w domu dziewczyny. Taki okres narzeczeństwa trwał do osiągnięcia przez dziewczynę dojrzałości płciowej. Był to sygnał do zbudowania – już pełnowartościowym małżonkom – chaty i urządzenia hucznej uczty.
Bardzo często mężczyzna decydował się także na wychowywanie własnej małżonki. Następowało to już w okresie dzieciństwa dziewczyny. Zawierał umowę z ojcem wybranki lub/i naczelnikiem wioski, ofiarując w zamian tytoń, kokę, bądź inne wartościowe przedmioty. Od tego momentu dziewczyna pozostawała pod opieką przyszłego męża.
Służyć... w wiadomym celu Dawni mieszkańcy Peru i Brazylii, Indianie Amahuaca, praktykowali specyficzny rodzaj narzeczeństwa. Przyszły małżonek zobowiązany był do pracy na rzecz ojca swej wybranki. Czynił to tak długo, aż przyszły teść uznał jego zdolności myśliwskie za odpowiednie do założenia rodziny. Po uzyskaniu zgody na ślub, młody mężczyzna udawał się do puszczy. Zobowiązany był do zbudowania chaty, wykarczowania lasu i na stworzonym przez siebie polu zasadzenia roślin. Dopiero po uzyskaniu pierwszych plonów mógł powrócić do wioski, skąd zabierał żonę. Po półrocznym życiu w puszczy, oboje wracają do wioski, gdzie resztę życia spędzali razem z rodzicami kobiety.
Z przymrużeniem oka... Południowoamerykański lud Aymara, zamieszkujący dawniej rejony Boliwii i Chile, podchodził dość żartobliwie do małżeństwa. Przyszli małżonkowie początkowo toczyli między sobą bójki oraz obrzucali się kamieniami. Czyżby „końskie zaloty”? W każdym razie niecodzienny zwyczaj. Gdy mężczyzna zdecydował się na oświadczyny, kradł dziewczynie suknię. Był to początek zaręczyn. Jeśli zaś rodzicom dziewczyny udało się suknię odzyskać, zaręczyny uznawano za zakończone.
Z kolei peruwiańscy Indianie z plemienia Yameo, decydowali się na ukazanie swego piękna zewnętrznego w całej okazałości. Mężczyźni rozbierali się do naga, malując ciało farbą w różne kolory i paradowali bez stroju przez kilka dni przed domem dziewczyny. Jeśli nie spotkało się to z zainteresowaniem dziewczyny, było oczywiste, że o zaślubinach nie mogło być mowy.
Sposobów i metod koniecznych do uzyskania zgody na małżeństwo jest jeszcze z pewnością wiele. Każda z nich zadziwia, niektóre być może szokują, ale z pewnością świadczą o odmienności kulturowej ludów Ameryki Południowej. Bo przecież warunkiem małżeństwa nie musi być miłość... źródło:int |