Grupa: Administrator
Posty: 2935 #66452 Od: 2008-2-14
| POTĘGA ŚWIATÓW WYMYŚLONYCH
Jest coraz więcej dowodów na to, że wymyślona sytuacja nagle ożywa. Wydarzenia zrodzone w głowie pisarza lub scenarzysty filmowego zaczynają żyć własnym życiem. Jedni mówią wtedy o zbiegu okoliczności, drudzy o potędze ludzkiej wyobraźni.
Ostrożnie z wyobraźnią, ma wielką siłę
W znanej powieści Jonathana Swifta "Podróże Guliwera" pewien astronom odkrywa krążące wokół Marsa dwa księżyce: "Bliższy oddalony jest od środka planety na odległość wynoszącą dokładnie trzy jej średnice, a dalszy na pięć średnic; pierwszy obraca się wokół planety w ciągu dziesięciu dni, drugi w dwadzieścia jeden i pół godziny." Swift pisał to w roku...1726, wtedy nie było jeszcze teleskopów, potrafiących dojrzeć tak małe ciała niebieskie. Jego wizję potwierdzili astronomowie dopiero 150 lat później. Co ciekawe, satelity Marsa poruszają się zupełnie nietypowo, więc skąd pisarzowi przyszło do głowy takie właśnie rozwiązanie? Pisarz Arthur C. Clarke podejrzewa, że dopóki Swift nie wymyślił Fobosa i Deimosa (satelitów Marsa), ich tam po prostu nie było. Stworzyła je dopiero potężna wyobraźnia artysty!
Człowiek przemawia głosem robota
Clarke ma na potwierdzenie tej szokującej tezy dowody z własnego życia. Otóż w słynnej powieści "Odyseja kosmiczna 2001" opisał, jak na Księżycu astronauci odkryli wielki, tajemniczy czarny monolit. Później jeden z bohaterów, Dave Bowman, podczas wyprawy kosmicznej zauważa na księżycu Saturna, Iapetusie, biały owal, szeroki na setki kilometrów; w jego centrum, jak źrenica gigantycznego oka, tkwi mały, czarny punkt, który potem okazuje się monolitem - takim samym, jak ten na Księżycu. Kilka lat po ukazaniu się powieści, w 1979 roku, w pobliżu Saturna znalazła się wysłana przez NASA sonda Voyager 1. Na zdjęciach Iapetusa widać wyraźnie... duży, biały owal z ciemnym "czymś" pośrodku. Na razie nie wiadomo, co to jest, ale niewykluczone, że czarny monolit... "Odyseję 2001" sfilmował Stanley Kubrick. Muzycznym motywem filmu jest utwór Richarda Straussa "Tako rzecze Zaratustra". Film był tak wielkim przebojem, że konstruktorzy statku kosmicznego Apollo 13 moduł dowodzenia nazwali "Oddyssey", a astronauci, pragnąc poczuć się jak bohaterowie filmu, często słuchali utworu Straussa. Wyobraźcie sobie, że kiedyś, gdy rozbrzmiewał słynny fragment, wybuchły zbiorniki z tlenem i członek załogi statku, John Swigart, był zmuszony powtórzyć w rzeczywistości słowa filmowego komputera pokładowego HAL-a: "Houston, mamy problem". Wydarzenia, które Clarke opisywał w swoich powieściach, urzeczywistniały się tak często, że autor powiedział kiedyś: "Zawsze sądziłem, że piszę tylko fantastykę naukową". Czyżby naprawdę artyści tworzyli rzeczywistość? Kreowali światy? A może jest inaczej, "prościej"? Gdy piszą swoje dzieła, ogarnięci pasją twórczą doznają olśnień, zaglądają w swoją przyszłość, w dalekie przestrzenie? Graham Jones, autor powieści "Dom utraconych marzeń", opisał w książce mistyczne perypetie swego bohatera na pewnej greckiej wyspie. Otóż, idąc wąską ścieżką, spotyka on najpierw starego, wąsatego rybaka, który prosi go o papierosa, a potem widzi wielkiego węża. Parę tygodni po oddaniu powieści do wydawnictwa Jones pojechał odpocząć na grecką wyspę Thassos. Spacerując wąską ścieżką w towarzystwie żony, spotkał wąsatego rybaka, który poprosił go o papierosa. Pisarz przeżył szok - treść swej książki miał świeżo w pamięci i skojarzenie było natychmiastowe. Uspokoiła go żona, śmiejąc się, że to zwykły zbieg okoliczności. Ale kilkadziesiąt metrów dalej oboje natknęli się na ścieżce na... wielkiego węża przeciętego na pół! Od tamtej pory Jones nie uważa już pisania książek za zwykłą zabawę.
Widzimy tylko to, co chcemy
Takie dziwne zbiegi okoliczności fascynowały Carla Gustava Junga, słynnego psychoanalityka, który w swoim życiu wielokrotnie miał z nimi do czynienia. W swoim artykule "Synchroniczność" (1952 r.) wysunął teorię synchronii, mówiącą, że takie zbiegi okoliczności nie są zwykłym przypadkiem. Istnieją między nimi powiązania, które zaprzeczają obowiązującym w nauce zasadom przyczyny i skutku (najpierw jest przyczyna, np. pchnięcie dzbanka, potem skutek - dzbanek spada i rozbija się). Być może w jego teorii, wtedy wyśmiewanej, jest wiele prawdy - gwałtownie rozwijająca się obecnie mechanika kwantowa stawia owe zasady na głowie. Okazuje się, że w świecie kwantów zdarza się, że najpierw zachodzi skutek, potem przyczyna. A w gruncie rzeczy cały świat zbudowany jest z kwantów. Słynny grecki filozof Platon twierdził, że świat nie jest zbudowany z materii, która istnieje obiektywnie, lecz z idei, z wyobrażeń tych rzeczy. I że dla każdego człowieka świat wygląda inaczej. A to, że wydaje się nam, iż wszyscy widzimy to samo, wynika z tego, że od dziecka uczy się nas, jak wszystko powinno wyglądać. Niektórzy zwolennicy Platona (np. filozof Berkeley) byli o tym tak przekonani, że wierzyli, iż świat istnieje tylko wtedy, gdy na niego patrzą. Gdy tylko odwracają wzrok, wszystko znika. Bywało, że starali się odwrócić jak najszybciej, by uchwycić moment "tworzenia się" świata.
Wiemy, naturalnie, że świat istnieje obiektywnie i nie znika, gdy tylko zamkniemy oczy - mamy na to naukowe dowody. Ale wyobraźnia i myśl ludzka mają wielką siłę - na to też są dowody. Nasz umysł wysyła wiązki energii, jeszcze nie rozpoznanej przez naukę, ale prawdopodobnie natury elektromagnetycznej, która np. potrafi unieść przedmioty. Lub zmaterializować (wezwać?) duchy. Znany amerykański aktor Daniel Day Lewis nie jest człowiekiem, który wierzy w duchy. To artysta, który jest znany z tego, że do każdej roli przygotowuje się długo, starannie - do tego stopnia próbuje wejść w skórę bohatera, że niemal nim się staje. Na przykład, gdy grał kalekę w "Mojej lewej stopie", całymi tygodniami nie schodził z wózka inwalidzkiego, starając się żyć jak ten całkowicie sparaliżowany człowiek (ekipa filmowców miała go już serdecznie dość, ale za to dostał Oscara!). Takie wchodzenie w skórę postaci zemściło się na nim okrutnie. Otóż w 1989 roku grał na scenie londyńskiego teatru Hamleta. Skupiony, pochłonięty rolą, jak zwykle "stał się" duńskim księciem. I oto nadchodzi słynna scena rozmowy Hamleta z duchem ojca... i nagle aktor widzi przed sobą prawdziwego ducha swego zmarłego ojca! Lewis był tak wstrząśnięty wizją, że zszedł ze sceny przed zakończeniem spektaklu i już nie wrócił.
Wymyślił horror na własny użytek
Słynnemu autorowi horrorów, Stephenowi Kingowi, również udało się przewidzieć (stworzyć?) przyszłość. Otóż w jednej ze swych powieści kazał bohaterce przeżyć wypadek: gdy przechodziła przez ulicę w miasteczku, potrącił ją samochód - kierowca nie widział jej, gdyż był zajęty uspokajaniem psa. Jakiś czas potem King przechodził przez drogę w miasteczku North Lovell i został potrącony przez samochód - kierowca wyjaśnił, że całą jego uwagę zajął szalejący w samochodzie pies. King śmieje się teraz: "Nikt mi nie może zarzucić, że w swoich książkach opisuję wymyślone sytuacje! " Jak to więc jest - czy artyści tworzą rzeczywistość czy tylko potrafią odczytywać sygnały z przyszłości? Jakkolwiek by było, Nicholas Royle, inny pisarz, któremu zdarzyło się "wykreować" (lub przewidzieć) w swoich książkach prawdziwe wydarzenia, twierdzi: "Mam dziwne poczucie odpowiedzialności. Staję się nerwowy, gdy mam napisać nieszczęśliwe zakończenie. Nie chcę kusić losu". Ewa Ray
_________________ Dawniej ludzie wiedzieli mało, ale to "mało" poruszało do głębi ich serca. Dzisiaj ludzie wiedzą wiele, ale to "wiele" porusza ich tylko powierzchownie i karykaturalnie. |