Grupa: Administrator
Posty: 2686 #87144 Od: 2008-2-14
|
Poznałem ją w nietypowy sposób. Byłem zapisany na jedną z list dyskusyjnych w ramach ICQ. Nudziłem się i szukałem kogoś do pogadania, zacząłem więc przeglądać ludzi zapisanych na listę. Nie spodziewałem się tam żadnej kobiety, poza tymi które znałem ze związanego z tematem kanału IRCowego. Spotkała mnie miła niespodzianka. Ona była jedną z osób z górnej części listy. Info pokazało że jest kilka miesięcy starsza ode mnie. Cóż, spróbujemy. pierwszy kontakt, pierwsza wymiana zdań. Zaczęło być ciekawie, wyszło na to że mamy podobne upodobania muzyczne i nie tylko. To trwało jakiś czas. Potem znikła nagle na 2 tygodnie. Nie miałem do niej ani numeru ani żadnego innego kontaktu. Pozostało mi czekać. Gdy pojawiła się z powrotem na sieci okazało się że złamała nogę. Tak więc nasza znajomość rozwijała się na sieci - nie dała się odwiedzić twierdząc że nie wygląda ciekawie z gipsem. Rozmowy stawały się coraz bardziej szczere i otwarte. Pod koniec stycznia zdjęli jej gips. Dwa tygodnie później, w Walentynki mieliśmy iść na kolację. Nic z tego nie wyszło bo została do 22 w szpitalu na rehabilitacji i badaniach. Pierwszy raz spotkaliśmy się dwa dni później - umówiliśmy się do kina. Cudowny wieczór spędzony najpierw na rozmowie, potem na oglądaniu filmu. Czułem że między nami coś zaiskrzyło. Dwa dni później poszliśmy znowu do kina na późny seans (skończył się około 1 w nocy), potem cała noc spędzona na rozmowach w knajpce. Wyszliśmy o 4 rano, kumpel którego ściągnąłem do pubu, odwiózł ją i mnie. Wtedy po raz pierwszy ją pocałowałem i poczułem że to jest TO. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Miała jedną, lekko denerwującą wadę: regularnie się spóźniała. Byliśmy nierozłączni. Godziny spędzone na rozmowach przez telefon, lub na sieci stały się normą. Niestety jej noga, nadal nie w pełni sprawna nie pozwalała spotykać nam się tak często jakbyśmy chcieli. Ja miałem szkołę i pracę. Ona regularnie chodziła na rehabilitację. Dwa tygodnie po tym, jak zobaczyliśmy się po raz pierwszy, poszliśmy na imprezę do mojego przyjaciela. Oboje się lekko wstawiliśmy, gdy znaleźliśmy się blisko siebie nie mogliśmy się od siebie oderwać. Niemal siłą wymusiłem na właścicielu mieszkania "wyłączność" na jeden pokój. Gdy znaleźliśmy się sam na sam, puściły nam wszelkie hamulce. Mimo innych osób obecnych w pokoju nic nie było w stanie nam przeszkodzić. Jednak dopiero gdy impreza się uspokoiła i położyliśmy się, mogliśmy w pełni nacieszyć się sobą. Wtedy TO stało się w pełni. Kolejne dwa tygodnie przeżyliśmy w lekkim strachu. Nie zabezpieczyliśmy się. A wystarczyło sięgnąć do kieszeni spodni... Ale rzuciło to nam światło na niektóre nasze poglądy. Ona wyszła z założenia że chce mieć dziecko, a czy kiedyś czy teraz to nie ma znaczenia. Ja miałem inne zdanie. To była pierwsza poważna rysa. Lecz sytuacja między nami była dziwna: spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, jednak mieliśmy tendencję do bardzo częstych kłótni. Jednak zawsze kończyły się zgodą. Często do sprzeczek dochodziło na tle źle sformułowanego przeze mnie zdania. Fakt, przyznaje się, w 99% przypadków miała rację. Ale ja po prostu czasem nie słucham tego o mówię i nie czytam tego co piszę. Nie domyślam się jaką reakcję mogą wywołać moje słowa. Jedno moje zdanie nieomal zrujnowało naszą znajomość. Zwrot "stracony czas" nie jest chyba najodpowiedniejszym określeniem na wspólnie spędzony czas. Skończyło się na bukiecie róż na zgodę, bardzo szczerej rozmowie i bardzo przyjemnie i "aktywnie" spędzonym środowym popołudniu 3 dni później. Byłem zakochany. Chyba po raz pierwszy w życiu. W międzyczasie pojawił się on - jej były. Wtedy nie wiedziałem kim dla niej jest. Pierwsze zetknięcie z nim nie było dla mnie przyjemne. Byliśmy razem w kinie, potem poszliśmy do pizzerii. Wyszło na to że umówiła się z nim aby zabrać jakieś rzeczy od niego, i pojechać do pracy. Gdy wyszliśmy z restauracji, on już czekał w samochodzie. Gdy chciałem pocałować ją na pożegnanie usłyszałem: "Wiesz, możemy pożegnać się tak normalnie? Bo to nie jest taki zwykły kolega?" Poczułem się jakbym dostał w twarz. Mieliśmy porozmawiać wieczorem na sieci. Do momentu kiedy nie otrzymałem wyczerpującej odpowiedzi dręczyło mnie pytanie: kto to jest? Domyślałem się że jest z nim emocjonalnie związana, w grę wchodziły dwie możliwości: albo jest to jej eks, albo obecny facet. Okazało się że jest to człowiek z którym była 2 lata, rozstała się z nim gdy zaczęła się spotykać ze mną. Albo na odwrót. Nigdy nie dowiem się prawdy, co było najpierw. Rozstanie czy ja? Od tego momentu zauważyłem że on pełni w jej życiu poczesne miejsce. Najpierw byłem ja, zaraz potem on.
Spotykała się z nim równie często jak ze mną. Nie dawało mi to spokoju. Na moje pretensje odpowiadała "To tylko kolega". Ale i tak wiedziałem swoje. Pierwszą granicą był dzień gdy dowiedziałem się że spędziła u niego noc. Była kłótnia przez telefon, w której padły zdania "Co ty sobie wyobrażałeś!?" i "Jak mogłeś sobie coś takiego pomyśleć?!". To mnie trochę uspokoiło. Tylko trochę. Nadal zbyt często pojawiał się w jej życiu abym był spokojny. Potem był wyjazd nad morze. 5 dni i nocy spędzonych razem. Potem się dowiedziałem że właśnie wtedy nastąpił początek końca. Od wyjazdu spotykaliśmy się jakoś rzadziej, miała dla mnie coraz mniej czasu, coś zaczęło się między nami psuć. Domyślałem się że czuje się uwiązana. Dlatego nie oponowałem jak spotykała się ze znajomymi i z nim częściej niż ze mną. Kiedyś pilnowała mieszkania kogoś znajomego kto wyjechał na kilka dni. Gdy zaproponowałem wspólną kolację, usłyszałem że to nie jej mieszkanie i głupio będzie wyglądało jak od niej rano wyjdę. Skończyło się na obiedzie po którym grzecznie pojechałem do domu. Wszystko zaczynało się powoli sypać, ale ja nadal miałem przesłonięty widok. Znajomi mówili mi że to nie jest normalne a ja wciąż się oszukiwałem że wszystko jest w porządku. Krach przyszedł z początkiem czerwca. Siedzieliśmy w parku, gdy powiedziała mi że będziemy spotykać tylko jako znajomi. Sam nie wiem czemu zrozumiałem to jakoś inaczej. Powtórka tej sytuacji była dwa tygodnie później, gdy usłyszałem to samo. Wtedy jednak upewniła się że dobrze pojąłem sytuację. Wyjaśniła mi to co słyszałem kilka razy wcześniej. Że ona z jednej strony szuka idealnego związku, ale nie chce nikogo zmieniać, bo uważa że tak nie wolno. A ja tym ideałem niestety nie jestem. Przez kilka kolejnych dni chodziłem jak śnięty. Mało co do mnie docierało. Starałem się jakoś nauczyć żyć z tą sytuacją. Zacząłem z nią rozmawiać. Niestety przez kolejne dwa miesiące, niemal każda nasza rozmowa kończyła się karczemną kłótnią, udowadnianiem drugiej stronie że to też jej wina. Wina leżała po obu stronach. Ja nie byłem w stanie wyezgekwować pewnych rzeczy, ona to wykorzystywała. Miesiąc po naszym rozstaniu dowiedziałem się między innymi że pod koniec naszego związku spała z innym facetem. Nie doszedłem czy to był on. Minęły 3 miesiące od naszego rozstania, sytuacja się w tej chwili ustabilizowała. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Ona wróciła do niego. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to że ja nie jestem w stanie czuć ani do niej ani do niego nienawiści. On jest całkiem miłym gościem który również nie pokazuje że ma do mnie jakiś uraz. Może przez to że z tego starcia wyszedł zwycięsko?. Pozostaje jedynie niesmak, że byłem tylko przerywnikiem w ich związku, kimś kto wniósł powiew świeżości. Dlaczego jednak musiało się to skończyć dla mnie tak boleśnie? Była dla mnie kimś nowym intrygującym, kimś kto nie bał się mówić otwarcie o pewnych sprawach, kogo poznałem od wewnątrz na długo przed tym jak poznałem jej zewnętrzną powłokę. Teraz usiłuję sobie wmówić że ona nic dla mnie już nie znaczy, to co zrobiła przekreśliło wszystko. Ale mam wrażenie że okłamuję sam siebie. Wczoraj będąc u niej miałem bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony gdy przypomnę sobie jak się wszystko wcześniej układało, to budzą się we mnie negatywne uczucia, ale z drugiej gdyby stanęła przede mną i powiedziała że tym razem się wszystko się ułoży to wiem że, zapamiętałbym się w niej bez reszty. |