Grupa: Administrator
Posty: 2935 #95226 Od: 2008-2-14
| W poniedziałki rano, między ósmą a dziewiątą, zdarza się więcej zawałów i wylewów niż w jakikolwiek inny dzień tygodnia. Niektóre miejsca i rodzaje pracy działają jak trucizna. Dlaczego więc tkwimy w nich, pozwalając się ranić?
Wszyscy czasem narzekamy na swojego szefa lub swoją firmę. Zdarza się, że w pracy doświadczamy stresu. Zastrzyk adrenaliny sprawia, że spinamy się, aby stanąć na wysokości zadania, i pokonujemy kolejne wyzwania. Cieszy nas poczucie spełnienia, gdy nasze działania przyniosły zamierzony cel. Wiele badań wykazało, że zadowolenie z pracy jest źródłem dobrego zdrowia i długowieczności. Zdarza się jednak, że praca zaczyna nam szkodzić. Natalia B., 42 lata, korektorka: – Moja szefowa chyba mnie nienawidzi. Codziennie daje mi do zrozumienia – najchętniej w obecności współpracowników – jak bardzo jestem nierozgarnięta. Wystarczy, że zdarzy mi się źle, jej zdaniem, postawić przecinek. Na początku była zadowolona z mojej pracy, „miesiąc miodowy” trwał prawie dwa lata. Ostatnio jest coraz gorzej. Słyszałam, że ma kogoś na moje miejsce. W biurku trzymam tabletki uspokajające. Co jakiś czas muszę wyjść z pracy choć na chwilę, bo mam wrażenie, że inaczej bym się udusiła. Zostaję po godzinach. Nie mam czasu, żeby poszukać nowej pracy. Wracam do domu z bólem głowy i krzyża, z zaciśniętymi szczękami. Biorę proszki na sen.
O syndromie toksycznej pracy mówimy wtedy, gdy wydarzenia w naszym życiu zawodowym wywołują długotrwałe stany złego samopoczucia i prowadzą do cierpień psychicznych lub dolegliwości fizycznych, a my nie potrafimy poradzić sobie z bólem, stworzyć korzystniejszej sytuacji (tak twierdzi Barbara Bailey-Reinhold, autorka książki „Toksyczna praca”). Ludzie, którzy tego doświadczyli, mawiają: „Na myśl, że mam iść do roboty, zaciska mi się stalowa obręcz wokół szyi”, „Najgorsze jest to, że szef nas poniża; czuję się jak dziecko, które nie odrobiło lekcji i jest najgłupsze w szkole”, „W poniedziałek rano zawsze boli mnie brzuch”.
Pierwsze zaczyna buntować się ciało. Problemy w pracy znajdują odbicie w dolegliwościach fizycznych, w poczuciu winy lub obniżonym poczuciu własnej wartości. Nie bez przyczyny w poniedziałki rano, między ósmą a dziewiątą, zdarza się więcej zawałów i wylewów niż w jakikolwiek inny dzień tygodnia. Z badań wynika, że na bóle krzyża częściej skarżą się ludzie odczuwający nikłą satysfakcję z pracy. Napięcia i stres w firmie obciążają nasz układ krążenia i układ oddechowy. Amerykańscy badacze opisali tzw. zespół dusznego budynku. Otóż osoby zatrudnione w pewnej firmie uskarżały się na duszności, sprowadzono więc komisję, aby skontrolowała warunki pracy. Nie wykryto żadnych fizycznych przyczyn duszności. Ujawniono za to wiele błędów w zarządzaniu pracownikami. Większość dolegliwości trapiących nas w tygodniu znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w weekendy.
Ewelina D., 40 lat, urzędniczka: – Od dwunastu lat pracuję w tym samym biurze. Tworzyłyśmy z koleżankami zgraną grupę. Jedna mogła liczyć na drugą. Skończyło się, kiedy zmieniła się szefowa. Ona nigdy nie powie wprost, że jest niezadowolona. Wzywa do siebie i mówi: „Nie chcę już słyszeć, że pani wyszła na kawę lub rozmawia z koleżanką. Innym to się nie podoba!”. W ten sposób informuje mnie, że dziewczyny donoszą jedna na drugą. Jak sprawdzić, czy nasza praca jest szkodliwa? Robert Karasek, amerykański psycholog, twierdzi: „Najgorsze dla zdrowia psychicznego są wysokie wymagania w połączeniu z brakiem możliwości wpływania na sposób realizacji zadań. Innymi słowy, mnóstwo obowiązków, wysokie normy i oczekiwania – przy jednoczesnej ciągłej kontroli i braku swobody decyzji”. Szkodliwe dla pracowników są też niejasne zmiany i przekształcenia wewnątrz firmy, obawa przed utratą pracy albo stanowiska, atmosfera nagonki, oskarżeń, złośliwości ze strony szefa lub kolegów. Szkodzi brak kontroli nad zadaniami, za które odpowiadamy, niemożność wykorzystania posiadanych umiejętności, niejasność co do naszych uprawnień i obowiązujących w firmie reguł. Niebezpieczeństwo wiąże się też z brakiem społecznego oparcia i szacunku, z pracą w izolacji albo przeciwnie – bez skrawka miejsca dla siebie. Jeżeli w firmie obserwujemy więcej niż trzy z wymienionych zjawisk – nie ma się co oszukiwać, praca jest szkodliwa.
Najczęstszym sposobem radzenia sobie z ciągłym stresem w pracy jest udawanie, że nic się nie dzieje. „Nie jest tak źle, inni mają gorzej” – mówimy sobie. Albo: „To tylko praca, po prostu zarabiam tu pieniądze”. Racjonalizujemy problem: „Jestem tu czasowo, kiedyś zmienię firmę”. Toksyczna praca staje się w naszych oczach pracą dobrą, bo stałą (choćbyśmy mieli zapłacić wrzodami), a trwanie w niej – heroiczną postawą. Inne sposoby na toksyczną pracę to „zajadanie” problemu, czyli poprawianie sobie nastroju słodyczami (popularne wśród kobiet), lub „znieczulanie się” za pomocą używek. Papierosami, kawą i innymi środkami wymuszamy sztuczne ożywienie, aby podołać obowiązkom. Kilka głębszych wieczorem pozwala nam usnąć. Sięgamy po alkohol i inne substancje, aby nie myśleć i nie czuć, a w rezultacie nie cierpieć. Za ich pomocą odcinamy się od własnego ciała, które wysyła rozpaczliwe sygnały: ból głowy, uczucie mdłości, bezsenność, nawracające przeziębienia, dolegliwości skórne, bóle kręgosłupa. Łykamy proszki albo... ogłuszamy się jeszcze większą porcją pracy. Wiele osób zamyka się w sobie, unika kontaktów z kolegami, ogranicza do minimum zaangażowanie zawodowe. Jerzy G., 35 lat, menedżer: – Od trzech lat jestem szefem własnej małej agencji PR. Wcześniej pracowałem dla dużych, sieciowych agencji reklamowych. Zależało mi na karierze, cieszyłem się, że mam wysokie zarobki. W firmie nie istniało coś takiego jak ustalony czas pracy. W dobrym tonie było siedzieć nad projektami do nocy. Rzuciła mnie dziewczyna. Nie przejąłem się – w tym czasie zbudowaliśmy świetny team, zbieraliśmy nagrody! Okazało się jednak, że moje sukcesy niewiele znaczą. Gdy trzeba było ciąć koszta, byłem pierwszy do zwolnienia. „Za twoją pensję mogę mieć trzech ambitnych wariatów z prowincji” – usłyszałem od szefa. Z dnia na dzień wylądowałem na lodzie. Dlaczego nie rzucamy toksycznej pracy? Realnym powodem jest bezrobocie. Doświadcza go (według CBOS) co trzecia rodzina, a 67 proc. osób ponad rok było bez pracy. Jest się czego bać.
Często jednak powody, dla których nie możemy rozstać się z toksyczną pracą, tkwią w nas. Zdarza się, że odczuwamy wewnętrzny przymus. Wierzymy, że trwanie na stanowisku to nasz obowiązek, wynikający z tradycji kulturowych lub wychowania. Nierzadko sądzimy, że nie mamy alternatywy. Ktoś zmęczony, pracujący ponad siły, niewyspany – przestaje być twórczy. Trudno mu oderwać się od warunków, w których tkwi, i spojrzeć na siebie z boku. Czasem wystarczy odrobina dystansu, aby dostrzec możliwe rozwiązania. Często też nie chcemy ponosić ryzyka. Wolimy starą biedę. Łatwiej nam znosić kiepski znany los, niż postawić wszystko na jedną kartę. Obawiamy się, że gdzie indziej może być jeszcze gorzej. Przekonujemy siebie, że powodzi nam się tak samo jak innym, a jeśli komuś wiedzie się lepiej – to zapewne miał lepsze układy. Co więcej, wmawiamy sobie, że jest nam dobrze. Toksyczny szef w pewnych sytuacjach może grać kochającego, opiekuńczego ojca, który co prawda poniża i wykorzystuje podwładnych, ale wydaje się to czynić... dla ich dobra.
Relacja z szefem bywa powtórzeniem naszej dziecięcej relacji z autorytetem (surowym rodzicem). Staje się on dla nas karzącym „superego”, któremu bezwzględnie się podporządkowujemy. Pozwalamy się ranić, bo mamy poczucie winy i potrzebę bycia karanym. Im bardziej jesteśmy poniżani, tym bardziej staramy się udowodnić swoją wartość i zasłużyć na miłość (uznanie, szacunek) szefa. Gdybyśmy zrezygnowali z pracy, czulibyśmy się winni, że zawiedliśmy „rodzica”. Zdarza się, że relacja z szefem przypomina związek ofiary z prześladowcą. Aby przetrwać i zachować tożsamość, ofiara identyfikuje się z katem, z tym, co budzi lęk. Szef, który poniża lub zastrasza, wyzwala silne emocje i staje się dla nas ważną osobą.
Przeszkodą w szukaniu nowego miejsca zatrudnienia jest niskie poczucie własnej wartości. W toksycznej pracy coraz gorzej myślimy o sobie. Czujemy się trzymani z łaski, choć na podłych warunkach. Tracimy wiarę w swoją kreatywność i w swoje siły, obawiamy się, że już nigdzie nie będziemy potrzebni. Możemy też ulec wyuczonej bezradności. Pojawia się ona, gdy czujemy, że nie mamy wpływu na to, co nam się zdarza, a przyczyn tego stanu upatrujemy w czynnikach wewnętrznych, stałych i globalnych („Jestem do niczego”). W efekcie pojawia się apatia i spada motywacja do działania. Amerykanie mówią: „Jeśli nie możesz zmienić faktów, zmień swoje nastawienie”. Pomyśl, w imię czego ta codzienna męka. I czy na pewno musisz ją znosić? Jakaś alternatywa zawsze istnieje. Czasami tylko, powodowani lękiem lub cierpieniem, nie jesteśmy w stanie jej dostrzec. Jeśli zdecydowałeś się tkwić w toksycznej pracy, powiedz sobie: „Jestem tutaj, bo taki jest mój wybór”. Nie ma nic gorszego niż: „Znoszę to, bo muszę”.
Aldona Krajewska _________________ Dawniej ludzie wiedzieli mało, ale to "mało" poruszało do głębi ich serca. Dzisiaj ludzie wiedzą wiele, ale to "wiele" porusza ich tylko powierzchownie i karykaturalnie. |